piątek, 27 marca 2015

Mistrzowska, wzruszająca opowieść o stracie i nadziei. Wielka odwaga autorki w mierzeniu się z bólem młodej bohaterki. Obie wychodzą z tej próby zwycięsko.

June, bohaterka powieści, wrażliwa nastolatka przyjaźni się z wujem Finem. Gdy wuj umiera, wraz z nim odchodzi cały świat. Powieść pokazuje przejście ze świata dzieciństwa do dorosłości, uczy jak na nowo budować samego siebie, jak odnaleźć się w sytuacji straty. 

Problem AIDS, społeczne wykluczanie, bezsilność a jednocześnie nadzieja tworzą niezwykłą emocjonalną kompozycję, która sprawia, że wzruszony czytelnik uzna tę powieść za ważny głos w dyskusji o psychologii okresu dojrzewania.




Bardzo rzadko zdarza mi się szczerze zainteresować książką ze względu na jej okładkę. Owszem, czasem w księgarni obejrzę ją z wszystkich stron, ale jeśli nie została napisana przez autora, którego kojarzę chociaż z nazwiska, zwykle odkładam ją bez wielkiego żalu na miejsce. W przypadku „Powiedz wilkom...” stało się jednak zupełnie inaczej i z tego miejsca chciałabym podziękować sobie samej za słabość do pretensjonalnych tytułów i ładnych grafik. Było warto.

Główną bohaterką powieści jest czternastoletnia June, nieco wyalienowana pasjonatka Średniowiecza, której najbliższym przyjacielem jest jej wujek, Finn, chory na AIDS słynny malarz, którego ostatnim dziełem staje się portret June i jej siostry, Grety. Po śmierci wuja świat June całkowicie się załamuje, dopóki na pogrzebie nie poznaje mężczyzny, który według reszty rodziny jest mordercą Finna. Pojawienie się tajemniczego Toby'ego uświadamia dziewczynie, że może nie znała swojego wujka tak dobrze jak jej się wydawało i wcale nie ma na niego wyłączności. Razem z Toby'm zaczyna kawałek po kawałku składać w całość nie tylko życie i sekrety Finna, ale także własne serce. Szybko jednak okazuje się, że droga do tytułowego domu jest kręta i pełna bolesnych niespodzianek.

Akcja powieści rozgrywa się w 1987 roku. Data jest w przypadku tej książki niezwykle istotna, ponieważ właśnie w latach 80 wykryto wirusa AIDS, co wywołało ogólnoświatową panikę. Bardzo szybko pojawiło się mnóstwo mitów na temat choroby, przez co osoby nią dotknięte stały się wyrzutkami społeczeństwa – w zasadzie nawet do dziś duża część ludzkości uważa, że na AIDS chorują tylko homoseksualiści i narkomani, co oczywiście jest wierutną bzdurą. Podczas lektury „Powiedz wilkom...” wiele razy zastanawiałam się nad tym, jak potoczyłyby się losy głównych bohaterów w dzisiejszych czasach i sama myśl o tym, że Finn mógłby przeżyć wiele szczęśliwych lat sprawiała, że miałam ochotę rzucić książką o ścianę.

Mocną stroną „Powiedz wilkom...” są przede wszystkim jej bohaterowie. Podejście June parę razy sprawiło, że miałam ochotę nią potrząsnąć i przemówić do rozsądku, ale dzięki temu odczułam, że to naprawdę czternastoletnia, zagubiona dziewczyna. Autorce udało się stworzyć prawdziwie pełnowymiarowe postacie, które muszą zmierzyć się z demonami nie tylko we własnych głowach, ale również z uprzedzeniami i przekonaniami innych ludzi. Książka jest napisana bardzo prostym językiem, jednak jej wielka siła leży przede wszystkim w jej ładunku emocjonalnym. Z ręką na sercu mogę przyznać, że pierwszy raz zdarzyło mi się tak płakać nad lekturą. Ostatni rozdział połamał mi serce na małe kawałeczki i zostawił w słodko-gorzkim nastroju na dobry tydzień, a historia zrobiła na mnie tak wielkie wrażenie, że sadystycznie zmuszam teraz wszystkich krewnych-i-znajomych do dołączenia do fanklubu „Powiedz wilkom...”. Uwaga, razem z kartą członkowską należy zaopatrzyć się w chusteczki. Naprawdę dużo chusteczek.

0 komentarze:

Prześlij komentarz